Premier RP Jan Olszewski z żoną Martą w swoim mieszkaniu. Zdjęcie archiwalne, 1991 r. (fot. arch.PAP/ Teodor Walczak)

Ze smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci pani Marty Olszewskiej

Ze smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci pani Marty Olszewskiej z domu Miklaszewskiej, dziennikarki, działaczki opozycji demokratycznej w PRL, wdowy po premierze Janie Olszewskim. W stanie wojennym zwolniona z pracy z zakazem publikowania, jako niezależna dziennikarka współpracowała z licznymi wydawnictwami podziemnymi. W wolnej Polsce była członkiem zespołu redakcyjnego „Tygodnika Solidarność”. W 2006 roku została odznaczona przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zasiadała w kapitule Orderu. Miała 88 lat.

Wyrazy głębokiego współczucia składamy Rodzinie i Bliskim.

W dniu 28 marca 2019 r. podczas uroczystości nadania imienia Jana Olszewskiego Sali konferencyjnej Muzeum II Wojny Światowej i odsłonięcia tablicy pamiątkowej poświęconej Panu Premierowi, odczytany został list p. Marty Olszewskiej do dyrektora Muzeum dr. Karola Nawrockiego. Jego treść chcielibyśmy dzisiaj przypomnieć:

List Pani Marty Miklaszewskiej Olszewskiej do dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, dr Karola Nawrockiego:

Z ogromnym wzruszeniem przyjęłam Pana inicjatywę nazwania imieniem mojego męża jednej z sal muzeum II wojny światowej w Gdańsku. Mój mąż był w trakcie II wojny światowej i hitlerowskiej okupacji  żołnierzem Szarych Szeregów. Działał w najmłodszej drużynie, którą określano „Zawiszakami”. Otrzymał pseudonim „Orlik” i w czasie Powstania Warszawskiego był łącznikiem. Miał wtedy 14 lat Jak wspominał po wielu latach w wywiadzie prasowym - Mówiłem sobie, że musi być tylko zwycięstwo w walce z niemieckim okupantem.

Wybuch Powstania przeżył na stołecznej Pradze i na Bródnie. Jak wspominał: To był dzień, w którym od rana wszyscy wiedzieli, że po południu coś się wydarzy, coś się stanie, dlatego byliśmy mobilizowani – mówi nam Jan Olszewski. 
Nie były to żadne wielkie akcje. Ale dla tamtych chłopców były otarciem się o historię. Jak mówił: „W trakcie akcji odbicia szkoły na Bródnie 1 sierpnia 1944 r. nie bałem się śmierci. Byłem młody, nie bałem się, że zginę. Było wiadomo, że za chwilę zaczynamy powstanie i była ogromna nadzieja w nas, we mnie, że musi być tylko zwycięstwo. Strzelanina trwała u nas na Bródnie jakieś pół godziny. Nie była to, o ile pamiętam, aż tak silna załoga niemieckich żołnierzy, od których odbiliśmy tego dnia szkołę. Zwyciężyliśmy ich. Ci Niemcy uciekli – przyznaje były premier. 

Ale Powstanie na Pradze nie trwało długo. Tym niemniej było dla niego najważniejszym wydarzeniem w  życiu. Zawsze podkreślał , że w tamtych warunkach Polski zniewolonej, zryw przeciw Niemcom był czymś oczywistym. - Powstanie było finałem tego, co działo się w stolicy, w całej Polsce, pod okupacją hitlerowską. Było nieuniknione. Ale moment wybuchu był nie najlepszy – zaznaczał. Wiele lat później , kiedy w Sierpniu 1980 jechał samochodem do stoczni do Gdańska od strony Tczewa – mijał kolejne strajkujące zakłady udekorowane biało- czerwonymi flagami. Wyznał wtedy, że jego pierwszym skojarzeniem były tamte pierwsze dni sierpnia 1944.
Życzę Pana Muzeum wiele sukcesów w przypominaniu o wielkiej ofierze do której w pewnej mierze przyłączył się  mój mąż. Proszę uważać mnie za Przyjaciela Państwa chlubnej instytucji.

Poniżej link do uroczystości z 28 marca >>>TUTAJ.