Zbombardowanie Koszar i Wartowni nr 5

Zniszczona Wartownia nr 5. Ze zbiorów Muzeum Marynarki Wojennej

Pierwszym obiektem zaatakowanym przez bombowce, początkowo nieskutecznie, były koszary, jednak już kolejne bomby okazały się celne. Zostały one trafione dwukrotnie, jednak ich specjalna konstrukcja spełniła swoje zadanie. Bomby przebiły najpierw dwa górne, betonowe stropy, które spowodowały zmniejszenie impetu ich uderzenia i rozproszyły falę uderzeniową eksplozji. Dzięki temu ostatni, trzeci strop sutereny, który był jednocześnie dachem pomieszczenia schronu całej załogi koszar, wytrzymał detonację.

Pomieszczenia na górnych kondygnacjach koszar zostały mocno zdewastowane, jednakże konstrukcja całego budynku nie została poważnie naruszona.

Bezpośrednie trafienie dwiema bombami otrzymała Wartownia nr 5, obiekt uległ całkowitemu zniszczeniu. Z całej załogi wartowni przeżyło tylko dwóch ludzi, którzy odnieśli poważne rany. Upadające blisko bomby uszkodziły Wartownię nr 2, zniszczone zostały schrony amunicyjne nr 2, 4, 5, 7, poważnie uszkodzony został także budynek kasyna podoficerskiego. Poważną stratą dla załogi było zniszczenie przez wybuchy bomb, wszystkich czterech moździerzy, które obsługa pozostawiła przed nalotem na pozycjach przed koszarami. Zniszczeniu uległa także sieć wodociągowa i  kuchnia. Od tej pory żołnierze bardzo dotkliwie odczuwali niedostatek wody, wobec niemożności przygotowania ciepłych posiłków pozostał im jedynie suchy prowiant.

W wyniku trwającego około 30 minut nalotu śmierć poniosło 10 obrońców składnicy a 6 odniosło rany. Równie poważny był jego efekt psychologiczny. Dla większości polskich żołnierzy było to bardzo silne i paraliżujące przeżycie, część z nich w pierwszych chwilach po nalocie nie była zdolna do walki.

„Plutonowy Petzelt krzyknął: <<Wszyscy na dół!>> Lecz nie wszyscy zdążyli zejść. Kilku było jeszcze koło włazu, gdy nastąpił ogromny huk i trzask. Dalej nie widziałem już, co się stało. Straciłem przytomność. Jak długo tak leżałem, nie wiem. Gdy otworzyłem oczy i spojrzałem dookoła, leżałem na plecach, a nogi miałem przywalone kawałkami muru. Próbowałem je wyciągnąć, lecz bezskutecznie. Odczuwałem silny ból głowy. Nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Nastąpiła zupełna ciemność. Prawdopodobnie drugi raz straciłem przytomność."

 Kapral Edmund Szamlewski, będący w Wartowni nr 5 podczas nalotu