Święto Orderu Virtuti Militari
Dzień, w którym obchodzimy Święto Niepodległości – 11 listopada – to także ustanowione w 1933 r. święto najwyższego polskiego odznaczenia wojennego – Orderu Virtuti Militari. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku posiada w swoich zbiorach pamiątki po starszym bosmanie Tadeuszu Domiczu. Wśród nich znajduje się m.in. wspomniane odznaczenie, które zostało nadane mu w sierpniu 1944 r., jako członkowi załogi ORP Sokół.
W uzasadnieniu tej decyzji ówczesny szef kierownictwa Marynarki Wojennej – wiceadm. Jerzy Świrski – napisał: „W uznaniu czynów męstwa i odwagi wykazanych w październiku i listopadzie 1943 r. podczas ataków na żeglugę nieprzyjacielską oraz wykazanie szczególnej inicjatywy w czasie bombardowania okrętu bombami głębinowymi”. Chodzi o operację ORP Sokół na Morzu Adriatyckim (październik 1943 r.) i Morzu Egejskim (listopad 1943 r.), w czasie których polski okręt zatopił kilka jednostek nieprzyjaciela.
Tadeusz Domicz był podoficerem polskiej Marynarki Wojennej, który 1 września 1939 r. pełnił służbę na okręcie podwodnym ORP Wilk. Na jego pokładzie uczestniczył w kampanii polskiej 1939 r., za co został odznaczony Krzyżem Walecznych (listopad 1939 r.). Po przybyciu do Anglii ORP Wilk dalej pełnił służbę morską, przeprowadzając patrole na Morzu Północnym. Na początku 1941 r. bosman Domicz przeszedł na nowo pozyskany przez polskie dowództwo ORP Sokół. Okręt ten zasłynął z dokonań bojowych na Morzu Śródziemnym, za co w kwietniu 1942 r. część załogi – w tym Tadeusz Domicz – została odznaczona brytyjskim Medalem za Wybitną Służbę (For Distinguished Service). Po zakończeniu wojny otrzymał także Medal Morski Polskiej Marynarki Wojennej, ustanowiony przez prezydenta RP na obczyźnie.
Bosman Tadeusz Domicz z racji swego wyglądu robił niezwykle silne wrażenie na młodych marynarzach wchodzących na pokład ORP Sokół. Tak pisał o nim jeden z nich, Jerzy R. Fusiarski: „Wchodząc do bazy [w Portsmouth], byłem pełen najlepszych nadziei, w cudownym nastroju, który popsuł mi dopiero widok naszego bosmana. Było to chłopisko o strasznej, złej twarzy, czerwone na pysku, o rudej brodzie, istny obraz mordercy niewinnych dziatek. Nazywał się ten potwór Domicz, Tadeusz Domicz. Kiedy spojrzał na mnie, nogi się pode mną zatrzęsły i w pierwszym odruchu chciałem od razu zwiać. No jakoś to mi potem przeszło, ale dobre usposobienie prysło (…). Okazało się później, że (…) bosman Domicz był najpoczciwszym człowiekiem pod słońcem. Jednego tylko trzeba się w nim było bać, to ciętego języka”.
Po zakończeniu wojny starszy bosman Tadeusz Domicz pozostał na emigracji. Spuścizna po nim została przekazana Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku przez Frances Dianę Domicz.