DATA I MIEJSCE URODZENIA: 25.10.1921, Warszawa
DATA I MIEJSCE ŚMIERCI: 30.06.2023, Sopot
CECHY SZCZEGÓLNE: wytrwała, oddana bliźniemu, skromna

JEŻELI
JOANNA MUSZKOWSKA-PENSON (1921–2023)
– OSOBIŚCIE
„JEŚLI Z TKLIWOŚCIĄ SIŁA POŁĄCZYĆ SIĘ ZDOŁA”
Rudyard Kipling, Jeżeli, przeł. Jan Muszkowski
Urodziła się w 1921 roku, a więc krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Mieszkała w wolnej już Warszawie. Jej ojciec był dyrektorem Biblioteki Krasińskich, dziadek – zamożnym bankierem, a matka, jako jedna z pierwszych kobiet, studiowała filozofię w Lozannie. Joanna ukończyła żeńskie Gimnazjum im. Królowej Jadwigi, gdzie każda rocznica odzyskania niepodległości wzbudzała ogromny entuzjazm. Maturę zdała w 1939 roku. We wrześniu wybuchła wojna. Polonistka i historyczka wciągnęły absolwentki do konspiracji (Związek Walki Zbrojnej). Joanna była „szybką” łączniczką – meldunki rozwoziła po Warszawie rowerem. Strach przyszedł dopiero po zetknięciu z Gestapo w 1941 roku. Na pół roku trafiła na Pawiak. Potem do Ravensbrück. Na cztery lata. Przetrwała dzięki obozowej „rodzinie”. Starsze matkowały i ojcowały młodszym. Zdarzały się obozowe „rodzeństwa”. Jej „matką” była Stasia Łuniewska, czuła i troskliwa. Miała dzieci w jej wieku. Rozmawiała, pocieszała, pomagała w chorobie. Bo bliskość ratowała.
„JEŻELI NIE ZNASZ SAM NIENAWIŚCI, CZUJĄC JĄ DOKOŁA”
Strażniczki były okrutne. Może gorsze od mężczyzn. Agresywne, biły z pasją. W asyście psów. Pod koniec wojny Joanna zachorowała na tyfus plamisty. „Byłam wtedy absolutnym muzułmaninem [sic!] (tak w obozach nazywano osoby bliskie śmierci), w trakcie tyfusu pojawiło się jeszcze powikłanie w postaci ciężkiej żółtaczki […]”. Uratowała ją młoda lekarka, ryzykując własnym życiem. Podczas selekcji ukryła Joannę we własnym łóżku. „Z siennika dziewczyny wygrzebały trochę słomy, włożyły mnie w tę lukę i przysłały równiutko łóżko. Nie było mnie. […] Bez wątpienia [lekarka] zostałaby rozstrzelana, gdyby mnie odkryto. Mogła się także zarazić od moich tyfusowych wszy. […] W Ravensbrück przekonałam się, że jedyny przydatny zawód to lekarz. Każdy inny fach w obozie stawał się kompletnie niepotrzebny. Lekarz był pomocny, nawet jeśli nie miał żadnych leków czy środków sanitarnych. Samo przebadanie, rozmowa, podnosiły na duchu. Może dlatego wiele kobiet, które siedziało [w obozie], po wojnie kończyło medycynę.” Po klęsce Niemiec wraz z innymi ravensbrüczankami zdecydowały się na szczególny gest – pomogły uciec z obozu jego komendantce, Johannie Langefeld. Dzięki temu uniknęła linczu. Bo Polki traktowała nieco lepiej. Joanna była świadkiem, jak uratowała przed egzekucją piętnastoletnią zaledwie Kazimierę Pobiedzińską. Jej matkę rozstrzelano.
Na spotkanie z rodzicami w Łodzi dotarła w obozowym pasiaku. Portier Grand Hotelu, w którym zakwaterowano profesorów zakładających w mieście uniwersytet, wziął ją za żebraczkę i nie chciał wpuścić.
Joanna szybko zaczęła tyć. „Kiedy szłam do piekarni, żeby kupić chleb, który był na kartki, a przysługiwał bochenek na rodzinę, to nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zjeść tego chleba, zanim doszłam do domu” – wspominała w książce Remigiusza Grzeli Było, więc minęło. Joanna Penson – dziewczyna z Ravensbrück, kobieta „Solidarności”, lekarka Wałęsy.
Rzuciła się wir studiów. Wykłady odbywały się przedpołudniami, w kinach. Nie było jeszcze uniwersytetu. Na pierwszym wykładzie poczuła się „w stanie zupełnej nierzeczywistości”. Po Ravensbrück to kompletna abstrakcja. Do tego był to wykład z matematyki, bo brakowało jeszcze profesorów nauk medycznych. Potrzebowała czasu, by się przystosować. Nie pasowała też do rozbawionej grupy studentów. Tkwiła w przyjaźniach ravensbrückich. „Miałam kolegów […], ale to nie było nic na miarę przyjaźni, którą zawierało się w obozie”.
„JEŻELI UMIESZ KOCHAĆ, NIE STRACIWSZY GŁOWY”…
Na trzecim roku poznała przyszłego męża, Jakuba Pensona. U dentysty, gdzie dorabiała. Trafiła na jego oddział, na praktykę. Starszy o ponad 20 lat, świetny lekarz, niezwykle jej imponował.
Była szczęśliwa i… zakochana… Byli szczęśliwi i zakochani, jak para na Spacerze u Chagalla. Wszystko się działo „między niebem a ziemią” – jak na jego obrazach. Dzięki nim przenosiła się do najlepszych wspomnień. Nawet u schyłku życia.

Znaczek pocztowy przedstawiający obraz "Spacer", artysta Marc Chagall.
„Przyjemność obecności nie mija. Można ją wskrzesić. I to jest miłość właśnie”.
W 1949 roku, jako absolwentka, dostała skierowanie do pracy w Gdańsku. Trafiła do III Kliniki Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej, którą prowadził profesor Penson. „Był nadzwyczajnym internistą, był wspaniały. […] Dawniej mówiło się, że chirurg pracuje rękami, a internista głową. […] Stawiał bardzo dobre diagnozy. Ludzie przyjeżdżali do niego z całej Polski”. W 1954 roku Joanna i Jakub się pobrali; urodziła się ich córka, Anna. „Znajomi […] mówili, że wygląda jak mały Penson. Mąż ze szczęścia strasznie ją rozpuszczał”. Miał 54 lata. W 1956 roku objął II Klinikę Chorób Wewnętrznych. Przekształcił ją w ośrodek nefrologiczny. W 1964 roku zakupił we Francji pierwszą w Polsce sztuczną nerkę. Dializy ratowały życie. Do jego emerytury w 1969 roku pracowali razem. W 1961 roku Joanna zrobiła doktorat, w 1971 roku – habilitację, a w 1976 roku – profesurę. Jakub zmarł w 1971 roku. Zostawił Gdańskowi nefrologię. A Joannie – Annę. Pomógł jej żyć obowiązek wobec dziecka. Jego dziecka. Bo każda rozmowa z mężem „wszystko jedno o czym, była niezwykle ciekawa, była konieczna, była absolutną potrzebą”. Córka zdawała maturę i szykowała się na medycynę. Obecnie jest profesorem medycyny sercowo-naczyniowej w Wielkiej Brytanii. Zajmuje się genetyką i nadciśnieniem. Wybudowała instytut naukowy i szpital. Otrzymała od królowej order w uznaniu zasług. „Szczęśliwie odziedziczyła mózg po moim mężu” – skromnie skomentowała to matka.
„JEŻELI UMIESZ, PATRZĄC NA WIELKĄ PRZEGRANĄ PRACY CAŁEGO ŻYCIA, PODJĄĆ JĄ OD NOWA”
Praca w klinice po śmierci męża stała się trudna. „Nowy szef robił mi publiczne awantury przed młodszymi asystentami. Chciał się mnie pozbyć, co się w końcu udało. […] To była osobista niechęć. […] Przeżyłam to, bo dzięki mojemu mężowi ten człowiek był trzykrotnie na szkoleniu w Stanach Zjednoczonych. […] Wyrzucił ludzi, którzy uważali mojego męża za mistrza.” W 1980 roku została przeniesiona na etacie Akademii Medycznej do szpitala wojewódzkiego, na ordynatora interny. „Dla mnie to była zsyłka” – wyznała. Czuła, że wysiłek włożony dotąd w nefrologię się zmarnował. Po wąskiej specjalizacji musiała się zająć wieloma naraz. Mając profesurę, poczuła się niekompetentna, bo w każdej z dziedzin osiągnięto ogromny postęp. Pomagała jej zwolniona wcześniej z akademii koleżanka – dr Anna Budny-Liberek.
„JEŻELI UMIESZ BYĆ DZIELNYM, NIE BĘDĄC ZUCHWAŁYM”
Szpital wojewódzki świadczył specjalistyczną opiekę dla Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Dla 16 tysięcy ludzi. Asystentem Joanny był Piotr Dyk. Nie chciano go nigdzie indziej zatrudnić, bo działał w opozycji, w Ruchu Młodej Polski (RMP). W sierpniu 1980 roku stocznia stanęła. Jesienią Dyk przyprowadził Lecha Wałęsę na badanie. Tak się rozpoczęła ich przyjaźń. Joanna była osobistą lekarką i tłumaczką Lecha. W jej gabineciku – na IV piętrze, z pięknym widokiem na Gdańsk – Wałęsa spotykał się z różnymi ludźmi. Podczas „badania” nikt nie mógł przeszkadzać. Otrzymywała napomnienia od dyrekcji, ale chronił ją tytuł profesorski. Tłumaczyła, że przewodniczący jest chory i musi być zbadany.
Podczas stanu wojennego wraz z doktor Anną Budny-Liberek działały w opozycji. Budny dokumentowała stan zdrowia internowanych, pobitych. Ukrywała ich, eskortowała, poszukiwała prawników. Dzięki zaufanej siatce kolegów „na oddziale ukrywaliśmy ludzi, których z powodu działań opozycyjnych kładliśmy jako chorych. […] Czasem kładliśmy na okulistykę, bo tam bardzo trudno stwierdzić, czy człowiek rzeczywiście jest chory”. Pomagali też chirurdzy. Służba Bezpieczeństwa (SB) zakazała przyjęcia w szpitalu rodzącej Aliny Pienkowskiej. Pomógł Henryk Marek, ginekolog z „Solidarności”. Przywiózł ją prywatnym autem, odebrał poród. Na trzy miesiące został odsunięty od stołu operacyjnego. Alina miała 40 stopni gorączki. Ordynator nie pozwolił wezwać internisty. Joanna i Anna chodziły do niej potajemnie.
Joanna ukrywała w swoim mieszkaniu ludzi z RMP, m.in. Piotra Dyka, Macieja Grzywaczewskiego, ale i Zdzisława Pietkuna, który przebywał u niej przez niemal cały stan wojenny. W latach dziewięćdziesiątych okazał się agentem SB.
W 1983 roku Lech Wałęsa dostał pokojową Nagrodę Nobla. Pomyślała, że „już nikt nie może nic złego Lechowi zrobić. To było najważniejsze.” Dotąd bała się o jego życie.
W 1983 roku wspólnie z księdzem Eugeniuszem Dutkiewiczem założyła Hospicjum Pallotinum w Gdańsku (z Londynu przywiozła ideę hospicjum domowego). Chodziło o to, by dobrze wykorzystać trudny czas stanu wojennego dla budowania przyszłej wolnej Polski – poprzez to, co każdy umie robić. Tu i teraz. Wraz z kolegami zaczęli się uczyć medycyny paliatywnej. Morfinę podawano przed wystąpieniem bólu. Chory przestawał cierpieć. Zebrania u Pallotynów łączyły się także z działalnością konspiracyjną.
W 1987 roku gdański kościół Mariacki wypełniony był noszami chorych i podopiecznych hospicjum, którzy spotkali się z Janem Pawłem II. Joanna i Jacek Taylor mieli taką możliwość także na obiedzie u abp. Gocłowskiego w Oliwie. I drugi raz – w Watykanie. Wałęsa przedstawił ją: „«To jest mój doktór». Papież położył mi rękę na ramieniu i powiedział: «Dziękuję pani»”.
W czerwcu 1984 roku Joanna została aresztowana za kolportowanie ulotek drugiego obiegu. Poczuła się jak kiedyś na Pawiaku. Trafiła do celi z dwiema paniami. Przedstawiła się im, a osadzone opowiedziały o sobie. „Jedna z nich zabiła swojego męża tasakiem. […] Powiedziała, że absolutnie na to zasługiwał”. Obrońcą Joanny był Jacek Taylor. Petycję o jej uwolnienie podpisało kilka tysięcy osób. Po kilku dniach wyszła na wolność.
W 1985 roku, w Wielkiej Brytanii urodził się wnuk Joanny. Koniecznie chciała jechać. Kilkanaście razy odmówiono jej paszportu. W Ravensbrück siedziała z bratanicą de Gaulle’a, Genevieve de Gaulle-Anthonioz. Ta napisała list do polskich władz z sugestią, że Francuzki życzą sobie obecności Joanny na zjeździe ravensbrüczanek jako reprezentantki Polski. Z Paryża próbowała się dostać do Wielkiej Brytanii. Codziennie jej odmawiano. Wiza mogła być wydana tylko w kraju pochodzenia. Ostatecznie pomogła bratanica de Gaulle’a, wykorzystując swoje kontakty dyplomatyczne. „To było wielkie szczęście zobaczyć po raz pierwszy wnuka”.
W 1987 roku Wałęsa dostał milion dolarów od Kongresu Stanów Zjednoczonych. Powołał grupę lekarzy pod nazwą Społeczna Fundacja „Solidarności” i przeznaczył je na służbę zdrowia. W grupie była Joanna. W centrum Gdańska, w gmachu związku, powstała przychodnia kardiologiczna z najdroższym i najlepszym sprzętem, m.in. tomografem. Istnieje do dziś. W Warszawie stworzono ośrodek badania słuchu noworodków, by szybciej leczyć głuchotę, oraz oddział alergologii. Na Śląsku otwarto przychodnię wczesnego wykrywania raka piersi. Sekretarką zespołu była Krystyna Zachwatowicz. Pieniądze trzymano w sejfie u księdza Jankowskiego. Joanna była jedną z dwóch osób uprawnionych do ich pobierania.
W 1988 roku wzięła udział w stoczniowym strajku. Spała na styropianie. W tym samym roku, podczas swojej wizyty w Gdańsku, Margaret Thatcher wymogła na władzach komunistycznych spotkanie z Wałęsą, by poznać polską opozycję. Joanna brała udział w obiedzie na plebanii w „Brygidzie”. W 1989 roku była tłumaczką podczas spotkania Wałęsy z Mitterrandem.
W 1991 roku przeszła na emeryturę. Miała 70 lat. Postanowiła wyjechać do rodziny, do córki do Glasgow i zająć się wnukiem. „To była bardzo dobra fucha, hodować mojego wnuka. Jedno z lepszych zajęć w moim życiu”.
Pojechała jeszcze do Belwederu, by zdać dokumentację medyczną swego pacjenta nowemu lekarzowi. „Byłam taka wzruszona […] Od razu natknęłam się na kanapkę z trzema oparciami […]. Znałam ją ze szklonych zdjęć, wiszących na ścianie, bo na środku niej siedział marszałek Piłsudski, a po dwóch jego stronach siedziały jego córeczki – moje równolatki”. Została tam przez tydzień. Prezydent Wałęsa odstąpił jej swój pokój.
Po 15 latach wróciła do Polski. Podjęła pracę w jego biurze. Codziennie przywoził ją i odwoził z Europejskiego Centrum Solidarności do Sopotu. Póki mogła wychodzić z domu.
„BĘDZIESZ CZŁOWIEKIEM”
W 95. urodziny niczego już sobie nie życzyła. „[…] Jestem na […] końcu drogi […] zbieram się do odejścia…, a Polsce życzę prawdziwej wolności i prawdziwej demokracji”.
Poemat Rudyarda Kiplinga Jeżeli był jej mottem. W 1936 roku przetłumaczył go jej ojciec. Miała wtedy 15 lat.
Zmarła w 2023 roku. W wieku 102 lat.
„Życie byłoby rozpaczliwe, gdyby się nie kończyło. To […], że człowiek jest skończoną materią, jest bardzo cenne. […] Ani w szpitalu, ani w hospicjum […] nie widziałam, żeby człowiek bał się w momencie, gdy umiera. […] Następuje jakieś biologiczne przygotowanie. […] Jest spokój, który spływa na umierającego”.
Mawiała (ze śmiechem), że starość jest jak cela śmierci. Można tam zabrać różne rzeczy. Jeśli się je ma. W sobie. Uczucia (prawdziwe zostają na cale życie), pejzaże, najlepsze teksty z pamięci i świadomość wielu punktów widzenia. Dystans.
A za Szymborską powtarzała: „Bez względu na długość życia, życiorys powinien być krótki”.
Nie czuła się idealna.
Profesor Muszkowska- Penson przekazała pamiątki z okresu swojej bytności w obozie Ravensbrück do MIIWŚ:
Wykorzystane publikacje:
Grzela W., Było, więc minęło. Joanna Penson – dziewczyna z Ravensbrück, kobieta „Solidarności”, lekarka Wałęsy, Warszawa 2020.
Kipling R., Jeżeli, tłum. J. Muszkowski, [b.m.w] 1936.
Szymborska W., Pisanie życiorysu [w:] eadem, Ludzie na moście, Warszawa 1986.
Tekst: Agnieszka Bacławska- Kornacka (Dział Wystaw)
ZOBACZ RÓWNIEŻ: